niedziela, 9 listopada 2008

Czy miłość trwa wiecznie?


To tytuł książki, którą udało mi się wyszperać w Empiku, w morzu dzieł, takich jak "Seks pozycje: 100 i więcej dogłębnych wskazówek", "Jak poderwać dziewczynę w 5 minut", "Fotograficzna kamasutra" oraz zdecydowanie numero uno jesli chodzi o mnie - "Cycus i penias na randce":) Na szczęście książka, o której chcę napisać, nie ma z powyższymi poradnikami zbyt wiele wspólnego. Chciałabym podkreślić, że jako solidny naukowiec, z pewnością kiedyś przeczytam również i te pozycje, a wrażeniami podzielę się na blogu;) Na ten moment skupię się jednak na "Czy miłość trwa wiecznie?".

Jest to książka autorstwa Stephena A. Mitchella, profesora psychologii, specjalizującego się w tzw. psychoanalizie związków, a jednoczesnie klinicystę z ogromnym doświadczeniem. Kupiłam ją zaledwie wczoraj i nadal czytam, ale już zdążyła wywrzeć na mnie ogromne wrażenie. Autor prezentuje świeże i przekonujące spojrzenie na rutynę i spadek poziomu namiętności w długotrwałych związkach. Przekonuje, że wygasanie namiętności nie jest samoczynne, że często sami się do tego przyczyniamy. Namiętność jawi się tu jako złożone i niebezpieczne zjawisko, które może stać w sprzeczności z przewidywalnością i stałością, jakich oczekujemy od związku. Innymi słowy, chcemy związku, który da nam poczucie bezpieczeństwa, zaczynamy więc traktować partnera/partnerkę jako kogoś przewidywalnego, dobrze poznanego = nudnego. Zapewniając sobie poczucie bezpieczeństwa, na którym tak nam zależy, zapominamy, że takie przekonania o partnerze są tylko rozbudowaną fantazją (jak pisze Mitchell "Ona nie jest taką osobą, za jaką ją uważałem", to typowe zdanie zdradzonej osoby). Co więcej przekonania te zabijają namiętność w związku, która " żywi się tylko tym, co nowe, tajemnicze i niebezpieczne". Autor stara się również pokazać, że rutyna, w którą wpaść mogą partnerzy w długim związku jest czynnikiem, który ma nas bronić przed ewentualnym zranieniem wynikającym z romantycznej miłości, a tak naprawdę tę miłość zabija...

Książkę na pewno przeczytam od deski do deski, a przy okazji zachęcam do obejrzenia, utrzymanego w podobnym klimacie, filmu z 1995 roku - Don Juan DeMarco.

AKTUALIZACJA
Odpowiadając na trafiające do mnie uwagi - nie wymyśliłam sobie tytułów tych poradników. Taka kreatywność to wyższy stopień wtajemniczenia, którego jeszcze niestety nie dostąpiłam. Cycus i penias istnieją naprawdę:)

2 komentarze:

Unknown pisze...

I jak wrażenia po lekturze?

Unknown pisze...

Nie wiem czy można to podciągnąć pod temat ale zauważyłem pewien paradoks, mianowicie: kiedy poznajemy kogoś nowego, zwykle na samym początku wychodzi, czy zwiążemy się z tą osobą, czy też nie. Powód tego podam z chwilę. Oczekujemy natomiast że osoba z którą się zwiążemy będzie do nas pasować i tu się właśnie nasuwa pytanie: jak nie znając kogoś wystarczająco dobrze mamy się związać, uznając obiekt zainteresowania za podobny do nas? na przekonanie się czy jesteśmy podobni, potrzeba czasu.
Natomiast gdy staramy się kogoś bliżej poznać, by uznać czy ta osoba pasuje do nas, spędzamy z nią coraz więcej czasu, a w miarę upływu tego czasu stajemy się "przyjaciółmi" co w zasadzie wyklucza głębszy związek (dlatego "dobieranie się w pary" nast na pocz.). Próba związania się z "przyjacielem" rodzi jednak strach, że jeśli coś nie wyjdzie to stracimy, bliską nam osobę.
Więc wiążąc się na początku znajomości, właściwie liczymy na uśmiech szczęścia, że jednak trafimy.
Tak to przynajmniej wygląda u młodszych osób, które miałem okazję obserwować.