piątek, 11 grudnia 2009

Szwecja nie tak równouprawniona jak ją malują

Od jakiegoś czasu moją uwagę przyciąga Skandynawia. Powodów jest kilka - świetne kryminały (patrz - Larsson), wysoki poziom kapitału społecznego (patrz - wywiad z prof. Czapińskim), no i oczywiście last but not least - polityka w zakresie równouprawnienia płci. Nie palę staników, nie czytam felietonów Kingi Dunin w Wysokich Obcasach i łaskawym okiem patrzę na panów, którzy oferują pomoc w przeniesieniu ciężkiej walizki (uwaga - na tych obśliniających dłoń przy powitaniu już nie!). Jednakże uważam się za gorącą zwolenniczkę równouprawnienia jako takiego, a że z niego słynie właśnie Skandynawia, jestem jej fanką:)

Jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałam ostatnio artykuł (Evertsson i Nyman, 2009) dotyczący bliskich związków w Szwecji. Uczestnikami opisywanego badania było 11 par zróżnicowanych pod względem stażu związku, wieku, czy posiadania dzieci. Zastosowano w nim częściowo ustrukturyzowane wywiady, dotyczące różnorodnych kwestii: od prowadzenia domu i zarządzania domowym budżetem, poprzez czas wolny, po wychowanie dzieci i znaczenie relacji łączącej partnerów. Celem badania było sprawdzenie, czy pary stosują w swoich związkach negocjacje i o tym autorzy piszą najwięcej.

Moją uwagę przykuło jednak, jak uczestnicy badania dzielili się tzw. pracami domowymi. Otóż w większości z nich, podział obowiązków związanych z prowadzeniem domu, odzwierciedlał tradycyjny układ ról, tzn. na barkach kobiet spoczywało większość obowiązków, takich jak zakupy, planowanie posiłków, gotowanie, sprzątanie, pranie, no i oczywiście dbanie o dzieci. Mężczyźni z kolei w większym stopniu zajmowali się drobnymi naprawami w domu, czy dbaniem o... samochód i płaceniem rachunków. Kto wie, ile razy tygodniowo w domu trzeba wymienić żarówkę, a ile ziemniaków obrać dla 5-osobowej rodziny, zrozumie też, że podziałowi temu, daleko do równouprawnienia. Co ciekawe, sami uczestnicy badania, byli z niego zadowoleni. Stwierdzali, że wygląda on tak, a nie inaczej, bo "jakoś tak wyszło". Panowie tłumaczyli też, że np. nie gotują, bo nie lubią tego i gorzej im to wychodzi niż im partnerkom, po czym wnoszę, że pewne wymówki, są niezmienne - niezależnie od szerokości geograficznej, pod jaką są wypowiadane;>

Żeby jednak nie było, że krytykuję szwedzkich mężczyzn, pary przekonywały też, że najważniejsze jest nie to, czy wszystkie obowiązki, wykonuje się w takim samym zakresie, tylko, czy wkłada się tyle samo energii i czasu w prowadzenie domu i taki układ sprawdza się świetnie. Oddajmy głos uczestnikowi badania:

Lorentz: The most important thing is that you do something. The most important thing isn’t that I do the dishes because I don’t like doing dishes, just to be equal. But I can do other things instead. It would be different if Lisa always did everything and I lied down on the couch or something, but as long as both of us do things that benefit the household it’s ok.

Mój wniosek? Ucieczka do Szwecji nie uchroni mnie od smażenia kotletów!

Ech, można by dyskutować, że to tylko 11 par i metoda badawcza taka, a nie inna, ale i tak czuję się, jakby mi ktoś powiedział, że Mikołaj nie istnieje:D

Całość artykułu dla chętnych dostępna jest tutaj.

2 komentarze:

Marcin pisze...

Witam i zapraszam do podlinkowania :)

Mój blog www.psychika.net

www.psychika.net

pracownia-psychoterapii pisze...

Tematyka bardzo przypadła nam do gustu.:)