czwartek, 26 listopada 2009

Ale wstyd...

Przyznaję, że ostatnio trochę straciłam serce do mojego doktoratu i do tematyki miłości jako takiej. Wszystkich ciekawskich zapewniam, że przyczyną nie są kłopoty (jak to się kiedyś ładnie mówiło) "sercowe" tylko nieuleczalne lenistwo;) A wstyd w temacie postu jest oczywiście dlatego, że w efekcie zapuściłam też mojego bloga... Ale podbudowana wysokim poziomem komentarzy, zakasuję rękawy i biorę się do pracy:D

Trudno nie zgodzić się z EQ, który w komentarzu zaznaczył, że pojęcie "miłość" dla każdego znaczy coś innego. Wydaje mi się jednak, że autorowi cytatu z mojego poprzedniego posta, chodziło o to, że taka miłość, jak w filmach, motyle w brzuchu itd. to nic innego tylko pierdoły, które wtłoczyła nam do głowy kultura Harlequinów i bajek Disneya, podczas gdy prawdziwym celem związków jest oczywiscie prokreacja. I tu Was zaskoczę, a może i nie;) ale z nim też trudno się nie zgodzić! Przynajmniej częściowo. Oczywiście, że celem związków jest głównie przedłużenie gatunku, a nie patrzenie sobie w oczy, jak to niektórzy próbują nas przekonać. Z drugiej jednak strony, mówienie, że coś takiego jak miłość w ogóle nie istnieje, to też pewna przesada, tak samo jak trzymanie się wersji, że biologiczne instynkty to jedyna przyczyna powstawania związków. Że tak nie jest, przyznają nawet badacze zorientowani mocno biologicznie - ale o tym kiedy indziej.

Prawda moim zdaniem, jak zwykle leży gdzieś pośrodku...

Jako zwolenniczka teorii poziomów osobowości, uważam, że związek miłosny też ma pewne poziomy:
- poziom wrodzonych dyspozycji - czyli wszystko to z czym się rodzimy - wrodzone potrzeby (choćby tak podkreślane przez ewolucjonistów potrzeby seksualne, ale także potrzeba bezpieczeństwa i przynależności), zdolności czy temperament (który wpływa chociażby na to jak silnie reagujemy na różne bodźce)
- poziom nawyków - czyli wyuczone sposoby zaspokajania potrzeb, to co wpojono nam w dzieciństwie, efekt naszej historii życia. W ten sposób dziecko uczy się chociażby zachowań charakterystycznych dla swojej płci
- ostatni już poziom - świadomości - występujący wyłącznie u ludzi, związany z myśleniem abstrakcyjnym, językiem, umożliwiający rozumowanie i planowanie własnych działań

Podsumowuję to przykładem.
Za to, że na widok seksownej blondynki Panu X podnosi się ciśnienie i aktywizują potrzeby - wszyscy wiemy jakie;) odpowiada poziom wrodzonych dyspozycji. Za to, że Panu X podobają się blondynki w spódnicach, pachnące Chanel nr 5 odpowiedzialny jest poziom nawyków. Ale za to, że Pan X mimo wszystko powstrzyma się od zrealizowania swoich potrzeb z tą określoną blondynką, bo ma żonę i dziecko - na tym etapie po prostu musi włączyć się poziom świadomości;)

A że przynudziłam już porządnie, przytaczam na odmianę pikantne newsy;) Po pierwsze jest duża szansa, że mój komentarz ukaże się w najbliższym czasie w... magazynie dla Panów:D Na szczęście nie w Playboyu lub czymś równie rozpustnym, bo nie chcę żeby mojej Mamie się ciśnienie podniosło;)

Drugi news, to w mojej ankiecie zaczyna COŚ wychodzić:) Na razie wyniki są jeszcze w fazie obliczeń, ale już się cieszę, że trud wszystkich wypełniających nie poszedł na marne:) O szczegółach dam oczywiście znać.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

pracując w raczej skostniałej instytucji uczestniczyłam w dwudniowym szkoleniu z NLP na temat współpracy w zespole, kontaktów z klientem - podobno tu najważniejsza jest miłość ;)

Anonimowy pisze...

Pani Magdo -zblizaja sie swieta czas spotkan po latach a przynajmniej po dlugim czasie - czy nasowa sie pani jakas mysl swiateczna zwiazana z miloscia ??


Odyseusz

Magda K pisze...

Hmmm, nie nasuwają się niestety - poza zupełnymi banałami, a Panu/Pani;>?